21 lipca 2020

Głębia ciemności - Michael Laimo

Głębia ciemności Michael Laimo to kolejny przykład, że nie warto zawsze ślepo ufać recenzjom na portalach książkowych typu Lubimy Czytać. Co ciekawe zagraniczni czytelnicy w ocenie tego horroru już tacy srodzy i krytyczni nie są. Wina słabego przekładu? Po części owszem. Topornie brzmiący język, sztuczne dialogi plus błędy tłumaczeniowe w stylu „thank you from the mountain” - miałam wrażenie jakby pierwsze 20 stron tłumaczył ktoś kto angielskiego nauczył się z kursów video Magic English. Dalsze rozdziały na szczęście czyta się już płynnie, styl jest lekki i naturalny. Będę się upierać - nie ma szans żeby za przekład całości odpowiadała tylko i wyłącznie jedna osoba. 

19 lipca 2020

Podsumowanie | Czerwiec 2020

Pewnie nikogo nie zdziwi, że czerwiec u mnie zdecydowanie należał do Abominacji! Nie przesadzę jak napiszę, że to jedna z najlepszych książek jakie przeczytałam w c ał y m swoim życiu. Wspaniała fikcja historyczna (wszyscy którzy nazywają Abominację przygodówką - bye! #We'reNotFriendsAnymore), która za sprawą niezwykle plastycznych opisów i jedynego w swoim rodzaju mroźnego klimatu zaraża czytelnika pasją do tematu himalaizmu. W czerwcu w końcu sięgnęłam po cykl, na który miałam chrapkę już od dawna. Mowa tu o Kole Czasu Roberta Jordana. Pierwszy tom mnie autentycznie zachwycił - ach, ile tu emocji było w trakcie czytania! Tak więc Koło zapowiada się bardzo obiecująco. Wprawdzie ilość tomów nadal mnie przeraża, ale kontynuować będę na pewno! Jakieś hiper gnioty w tym miesiącu się nie trafiły, ale jednak bez rozczarowań też się nie obyło. Reżyser śmierci to bardzo mierna kontynuacja świetnego pierwszego tomu serii o detektywach Jessice Balzano i Kevinie Byrnie. Zbierające niemal same 4 i 5 na Goodreads The Troop jest w najlepszym razie przeciętne. Gdyby uszczuplić ten horror o wszystkie ohydne, powodujące odruch wymiotny drastyczne opisy to zostałby z tego produkt książko-podobny. Ani fabuła nie jest zbyt oryginalna i intrygująca, ani postaci rozbudowane i głębokie. Niestety i powrót - po paromiesięcznej przerwie - do jednej z moich top 3 książkowych serii zdecydowanie nie należy do najbardziej udanych. Karmazynowy brzeg okazał się jednym z najsłabszych tomów przygód Pendergasta. Jednak nie zniechęcam się i oczywiście i po kolejne części sięgnę. Jednak za bardzo kocham te książki, zbyt dużo mam z nimi związanych fantastycznych wspomnień, żeby rezygnować przez jeden mniej udany tom. Co do pozytywnych niespodzianek - to do tych zaliczam lovecraftowskie Cienie Nowego Orleanu i czwartą odsłonę perypetii prywatnego detektywa Davida Rakera Zniknęli na zawsze. Spodziewałam się książek co najwyżej niezłych, a tymczasem obydwie okazały się świetne!

Przeczytane w maju:

The Rats - James Herbert 3.5/5
I Call Upon Thee - Ania Ahlborn 4/5
Oko Świata - Robert Jordan 4.5/5
Abominacja - Dan Simmons 4.75/5
Kukuczka - Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski 4/5
Reżyser śmierci - Richard Montanari 2.5/5
The Troop - Nick Cutter 3/5
Wyspa doktora Moreau - H.G. Wells 5/5
Cienie Nowego Orleanu - Maciej Lewandowski 4/5
Karmazynowy brzeg - Douglas Preston, Lincoln Child 2.75/5
Dzień wagarowicza - Robert Ziębiński 3.75/5
Zniknęli na zawsze - Tim Weaver 4/5

15 lipca 2020

Stalker - Lars Kepler

Stalkerem po paroletniej przerwie powracam do kontynuowania poznawania przygód szwedzkiego komisarza Joony Linny. Mam bardzo sprzeczne odczucia co do 5 odsłony cyklu autorstwa Larsa Keplera. Z jednej strony czytało mi się ją wyśmienicie i wciągnęła mnie na amen. Intryga kryminalna była tak zawiła, a akcja tak dynamiczna, trzymająca w napięciu i pełna niespodziewanych zwrotów fabularnych, że jak usiadłam do lektury to kontakt się ze mną urywał, a jedyny świat jaki dla mnie istniał to ten przedstawiony na kartach powieści. Ponad 600-stronicowe tomiszcze połknęłam w niecałe dwie doby. No i niby wszystko pięknie idealnie, och wow książka zasługująca na 10 gwiazdek. A no właśnie nie. Bo pomimo najwyższych walorów rozrywkowych i sporej dawki czytelniczej przyjemności jaką zapewnił mi Stalker w trakcie lektury to jednak już na następny dzień po skończeniu książki mój entuzjazm znacznie opadł. Dopiero na chłodno zdałam sobie sprawę, że jednak tak kolorowo to nie było i powieść mimo, że niezwykle interesująca, to jednak dosyć nijaka i niezapadająca w pamięć. 

10 lipca 2020

Biała Wiedźma - Adam Zalewski

Drugie spotkanie z twórczością Adama Zalewskiego za mną. Drugie i tym razem już ostatnie. Nie wiem dlaczego sobie to robię i będąc czytelnikiem nie trawiącym, a wręcz posiadającym ostrą alergię na pisane przez Polaków powieści z fabułą osadzoną w USA, nadal po takie książki sięgam. Oczywiście i tu zdarzają się wyjątki od reguły i można trafić na naprawdę świetne tytuły (Dziewczyna ze snów Michał Gałwy i Cienie Nowego Orleanu Macieja Lewandowskiego), w których ta “amerykańskość” nie razi, jest jak najbardziej naturalna i wiarygodna na tyle, że można mieć wrażenie, że książka była pisana przez autora z USA, a nie naszego rodaka. Biała Wiedźma zdecydowanie do tych chlubnych wyjątków nie należy. I największą krzywdę tej książce zrobiło właśnie usilne zrobienie z niej AMERYKAŃSKIEJ powieści, w sumie zupełnie niepotrzebne - bo bez większych problemów historia mogłaby się rozgrywać w polskich realiach - wymagałaby jedynie kosmetycznych zmian. 

4 lipca 2020

Dzień wagarowicza - Robert Ziębiński

Polacy nie gęsi i swój slasher mają! A i wstydzić się czego nie mamy, bo Dzień Wagarowicza to pozycja dużo więcej niż przyzwoita. Aż trudno uwierzyć, że ten podgatunek horroru dopiero u nas raczkuje. Jeśli na start dostajemy tak udaną książkę jak Dzień Wagarowicza to kto wie czy za parę lat Polska nie stanie się litaeracką slasherową potęgą.

Jestem psychofanką slasherów, więc nikogo nie powinno zdziwić, że powieść Ziębińskiego ogromnie mnie ciekawiła i była jedną z najbardziej przeze mnie wyczekiwanych nadchodzących premier. Nie dość, że slasher to jeszcze z fabułą osadzoną w mazurskich lasach w czasach PRL. Sami przyznajcie - czy to nie brzmi jak połączenie doskonałe? A co najlepsze - to nie jest kolejna książką przy której będziemy rozpaczać “a mogło być tak dobrze - bo pomysł super, ale wykonanie już dużo gorzej”. Nie tym razem! Robert Ziębiński trochę zaszalał i zabawił się gatunkiem - dodając do slashera elementy animal / monster horroru. I ja wiem, że w tej chwili możecie czuć się lekko zdezorientowani, bo liczyliście na sto procent slashera w slasherze, ale nie zniechęcajcie się do lektury i wierzcie mi - wyszło to wszystko świetnie!