10 sierpnia 2020

Mr. X - Peter Straub

I nadszedł ten dzień, kiedy z żalem muszę stwierdzić, że Peter Straub mnie rozczarował. A myślałam, że to nigdy nie nastąpi, gdyż dotychczas Straub był dla mnie autorem-pewniakiem - każda jego powieść, po którą sięgałam bezbrzeżnie mnie zachwycała. Tak było aż do teraz. 

Mr. X jak i inne książki autora trudno zakwalifikować do jednego konkretnego gatunku - po części jest to horror, po części kryminał, z bogato rozbudowaną warstwą obyczajową. Sam początek kompletnie nie zwiastował późniejszego zawodu - było wręcz odwrotnie, gdyż pierwsze rozdziały były na tyle intrygujące, że spodziewałam się, że właśnie trzymam w rękach arcydzieło grozy na miarę Floating Dragon.


To nie jest tak, że od pewnego momentu z każdym kolejną stroną robiło się coraz gorzej - bo Mr. X miał sporo prześwietnych fragmentów, które czytałam z wypiekami na twarzy i siłą trzeba by mi wyrywać z tę książkę, aby mnie od niej oderwać. Lekturę Mr. X przyrównałabym do sinusoidy - wyborne fragmenty przeplatały się z potwornie nużącymi i nieciekawymi, gdzie kilkanaście stron męczyłam przez parę godzin. To w sumie strasznie przegadana książka - przy ponad 600-stronach jest to tym bardziej odczuwalne. Pomimo, że napisana świetnym językiem, to przez niepotrzebne dłużyzny przez powieść się nie płynie, a lektura bardziej przypomina mozolne sunięcie przez gęstą bagnistą rzekę. Za dużo tu różnych postaci - powiązanych i skoligaconych ze sobą na tak wymyślne sposoby, że przy dziele Strauba Moda na Sukces wypada blado. Ci wszyscy bohaterowie przez całą lekturę strasznie się mylą i mieszają, bo mimo, że głównych jest teoretycznie trzech - to w praktyce każdy z kilkudziesięciu mieszkańców miasteczka dostaje swój mniej lub bardziej rozbudowany wątek. Bez wracania się parę rozdziałów wstecz bądź dodatkowej kartki z listą postaci nie da rady. W drugiej połowie powieści robi się trochę łatwiej, bo po kolei jedna za drugą znaczna część postaci odchodzi z tego świata. Na ostatnie kilkanaście rozdziałów Straub zostawił najlepsze - czyli jawne odwołania do Lovecrafta. Od pewnego momentu Mr. X zamienia się w hołd dla Samotnika z Providence i niemal na każdej stronie daje się wyłapać jakieś nawiązania do prozy mistrza klasyki grozy. Wspaniale, z dużą frajdą i bijącym mocniej sercem czyta się te fragmenty.

Mam spory problem z jednoznaczną oceną tej powieści. Bo jak na Strauba przystało styl i język są pierwszorzędne, w fabule sporo jest świetnych pomysłów i intrygujących złożonych postaci, z którymi można się zżyć przez te ponad pięćset stron. Jednak przez niepotrzebne przegadanie, rozwlekanie niektórych scen na kilkadziesiąt stron momentami miałam ochotę rzucić książka o ścianę i już do niej nie wracać. Tak, jestem rozczarowana, bo liczyłam na kolejną genialną powieść od Strauba - na miarę Koko, The Throat czy wspomnianego już Floating Dragon. Naprawdę nie wiem jak sprawiedliwie ocenić tę książkę - przeciętna byłoby zdecydowanie krzywdzące, bardzo dobra to zbyt wysoko, dobra to za nisko. Czasem słońce, czasem deszcz - a moja relacja z Mr. X to czasem miłość, czasem no jednak nie. Może właśnie samo to ile sprzecznych emocji wywołuje we mnie  ta powieść wskazuje, że miałam do czynienia z dziełem, które w przyszłości w pewnych kręgach będzie określane mianem "kultowego"? Na dzień dzisiejszy oceniam jako dobrą plus, ale jestem niemal stuprocentowo pewna, że Mr. X - jak i Floating Dragon - z czasem będzie mi się coraz bardziej podobać. Na pewno tak szybko i łatwo o niej nie zapomnę.

Ocena: 3.5/5

Mr. X - Peter Straub
Wydawnictwo: Harper Collins
Ilość stron: 640
Data wydania: 20.07.1999

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz